Recenzja: Transformers War of Cybertron Trilogy – Siege

Marka Transformers powoli wraca do łask

Micheal Bay zabił na dłuższy czas markę Transformers. Może dla niektórych będzie to przesadzona opinia, jednak patrząc na to, że całkiem niezły Bumblebee niezbyt dobrze poradził sobie w box-office, to widać jak „dzieła” Baya mocno wpłynęły na lubianą przez wielu markę. Nas szczęście ten stan rzeczy zaczyna powoli się poprawiać, bo po całkiem dobrych przygodach żółtego garbusa przyszedł czas na wycieczkę na Cybertron. Pora zobaczyć jak radzi sobie Transformers: War of Cybertron Trilogy – Siege.

Transformers
Źródło: Netflix

Zacznijmy od tego, że produkcja została stworzona ekskluzywnie dla platformy Netflix i rozpoczyna ona trylogię opowiadającą nam historię konfliktu Autobotów z Decepticonami. Siege przybliża nam ostatnie dni walki, pomiędzy niedobitkami prowadzonymi przez Optimusa, a armią Megatrona. Całość kręci się wokół zdobycia Wszechiskry, która może diametralnie wpłynąć na całą wojnę.

Transformers
Źródło: Netflix

Od strony fabularnej jest nieźle. Mamy dobrze zarysowany konflikt między dwoma stronami oraz widzimy, że nikt nie zamierza się poddać bez walki. Jedynym problem jest fakt, że widz od razu jest wrzucany w wir akcji bez jakiegokolwiek wprowadzenia. Fani, którzy mieli kiedykolwiek styczność z marką na pewno odnajdą się w całej intrydze bez większych problemów. Gorzej będą mieli widzowie, dla których będzie to pierwszy kontakt z konfliktem Autobotów i Deceptikonów.

Transformers
Źródło: Netflix

Osobiście podczas seansu sześcioodcinkowej serii nie miałem wrażenia, że oglądam produkt, który nie ma żadnej wartości. Widać, że twórcy zapoznali się z materiałem źródłowym i starali się jak najlepiej przenieść dobrze znane postaci na na nasze ekrany  Całość stara się odciąć od tego co stworzył Bay w swoich filmach i trafić w gusta osób, dla których tamte produkcje były niczym więcej, jak nic nie wartymi wydmuszkami. Dla mnie taka postawa jest jak najbardziej na plus, ponieważ dzięki temu mamy mniej wybuchów i bezsensownej fabuły, a więcej znanych i kochanych postaci w swoim naturalnym środowisku.

Transformers
Źródło: Netflix

Od strony graficznejserial prezentuje się całkiem dobrze. Design robotów został żywcem zaczerpnięty z pierwszej generacji Transformers i moim zdaniem jest to strzał w dziesiątkę. Ogólnie podczas seansu nie miałem odczucia, że w którymś miejscu grafika komputerowa kuleje bądź jest źle zrobiona. Wszystkie efekty wyglądają nad wyraz naturalnie, a nasi bohaterowie poruszają się płynnie. Tym, co cieszy nawet bardziej, jest obecność tytułowych transformacji. Niby każdy wie, że w tego rodzaju produkcjach nasze roboty powinny zmieniać formę, jednak tutaj zostało to zrobione po mistrzowsku.  Chyba najbardziej urzekł mnie fakt, że podczas transformacji słyszmy odgłosy, które każdy fan będzie znał z oryginalnych animacji, pamiętających jeszcze lata osiemdziesiąte.

Transformers
Źródło: Netflix

Na oddzielny akapit zasługują muzyka oraz udźwiękowienie. W pierwszej kwestii nie będzie nadużyciem określenie, że ścieżka dźwiękowa idealnie współgra z przedstawioną historią. Ani razu nie odczułem, że jakiś utwór został wciśnięty na siłę, bądź nie pasuje do wydźwięku sceny. Tym, co na pewno podzieli oddanych fanów jest fakt, że nie usłyszmy podczas seansu charakterystycznych głosów Peter’a Cullena (Optimus Prime) ani Franka Walkera (Megatron). Jest to o tyle dziwne, że nowy aktor podkładający Optimusa, na każdym kroku stara się imitować kultowy głos Cullena. Skłamałbym, gdybym powiedział, że mamy do czynienia ze słabym dubbingiem, jednak takie zmiany wśród fanów nigdy nie będą przyjmowane z ekscytacją, zwłaszcza jeśli nowy aktor usilnie stara się naśladować swojego poprzednika.

Transformers
Źródło: Netflix

Pomimo tego zgrzytu uważam, że każdy, kto nosi w sobie miłość do tego uniwersum powinien czym prędzej obejrzeć Transformers: War of Cybertron Trilogy – Siege. To nie tylko dobrze skrojony serial, ale również występ kultowych maszyn w formie, która na pewno nie zawiedzie fanów. Pomimo swoich nielicznych problemów  całość dostarcza dużą ilość porządnej zabawy i już nie mogę się doczekać kolejnych odcinków tej serii.

Mateusz Papis
Mateusz Papis

Od 17 lat zagorzały fan popkultury. Swoją przygodę rozpocząłem od automatu z nieśmiertelnym Tekkenem 3, który sprawił, że bijatyki mają specjalne miejsce w moim sercu. Fan gier, Gundamów, Japonii oraz wszystkiego co nosi znamiona kultury popularnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *