Recenzja książki: Masters of DOOM

Masters of DOOM, to pozycja obowiązkowa dla każdego gracza

Każdy miał kiedyś styczność z marką DOOM. Seria zapoczątkowana przez id Software w 1993 roku szturmem podbiła serca graczy oraz komputery na całym świecie. Jednak nim wojaże Doom Slayera ujrzały światło dzienne, John Carmack oraz John Romero musieli przejść wyboistą drogę do gwiazd. Jak wyglądały początki dwóch legend branży? Pora zobaczyć jakie tajemnice odkryje przed nami Masters of DOOM.

Masters of DOOM

Książka Masters of DOOM została napisana przez Davida Kushnera w 2003 roku. Po 17 latach pozycja doczekała się polskiego wydania a to za sprawą Marcina Kosmana i wydawnictwa Open Beta. Zdaniem wielu, Kushner stworzył lekturę, która jest obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się tym, co w branży piszczy. Sam byłem bardzo ciekaw jak książka trzyma się tyle lat po premierze.

Masters of DOOM zabiera nas bardzo głęboko w przeszłość, do dzieciństwa obu Johnów. Jeśli spodziewacie się, że okres młodości minął im na beztrosce to jesteście w srogim błędzie. Każdy z nich borykał się ze swoimi problemami, jednak wspólnym mianownikiem łączącym obu panów były gry oraz sztuka programowania. Tak naprawdę od samego początku widać, że twórcy rewolucyjnych FPS-ów mieli w sobie ogromne pokłady pasji, które chcieli przekuć w coś, co trafi do innych graczy.

Od młodych lat obserwujemy wzloty i upadki naszych bohaterów, do czasu kiedy to dają oni światu przygodówkę Commander Keen. Była to pozycja przełomowa jeśli chodzi o granie na komputerach, ze względu na obecność przesuwania się ekranu podczas zabawy. Przed Keenem tylko konsolowe produkcję mogły sobie pozwolić na takie luksusy. Od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie, premiera Wolfensteina 3D no i kultowego już DOOM-a.

Masters of DOOM
Od tej sceny rozpoczęła się legenda

Już teraz mogę powiedzieć, że jeśli interesujesz się tym jak branża działa od środka, to czym prędzej powinieneś skierować swój wzrok w stronę księgarń internetowych i zakupić swój egzemplarz Masters of DOOM. Nie dość, że podczas lektury możemy obserwować zmiany, które zachodzą u obu Johnów, to dodatkowo naszym oczom ukazują się dosyć szalone lata 90-te, gdzie prace nad kultowymi grami wyglądały jak maratony wytężonej pracy, a nieznani programiści z dnia na dzień stawali się bożyszczami tłumów.

To, co jednak udało się Kusherowi idealnie, to ukazanie wszystkich jasnych i mrocznych stron branży. Nie mamy tutaj wygładzonego obrazu gdzie wszystko idzie zgodnie z planem, a wszystkie decyzje kierują ludzi ku sławie. Tak naprawdę z każdą kolejną stroną możemy obserwować jak szalone tempo czy skrajne temperamenty negatywnie wpływają na pracę zespołową.

Podczas lektury nie mogłem się oderwać. Pomimo tego, że znałem wcześniej historie stojące za Romero i Carmackiem, to tutaj mogłem zobaczyć ich drogę do sławy od kuchni. Tym, co mnie osobiście cieszyło, jest fakt, że nikt tutaj nie jest kryształowy. Każdy z bohaterów z id miał swoje słabe strony bądź grzechy, które czasami potrafiły ciągnąć cały zespół w dół.

Z racji tego, że nie mam wykształcenia z zakresu filologii angielskiej, to jedyne co mogę powiedzieć o przekładzie to fakt, iż nic mnie nie kuło w oczy. Żadnych większych błędów, które wżynałyby się w mózg również nie uświadczyłem, co może zwiastować tylko jedno – Marcin Kosman wykonał kawał dobrej roboty przenosząc tą kultową książkę na nasz polski grunt.

Masters of DOOM

Ciężko jest mi przelać całą moją ekscytację związaną z Masters of DOOM na wirtualny papier. To nie tylko świetna książka, ukazująca narodziny popkulturowego i growego fenomenu, ale też opowieść o dwóch legendach branży. Jak wspomniałem już kilka akapitów temu, jeśli tak samo jak ja interesujesz się historią growego świata i lubisz zanurzać się w tak zwane „kulisy”, to czym prędzej powinieneś nabyć swój egzemplarz. Ja osobiście mam nadzieję, że dzięki wydawnictwu Open Beta otrzymamy jeszcze inne kultowe pozycje związane z naszą ukochaną branżą gier wideo.

Mateusz Papis
Mateusz Papis

Od 17 lat zagorzały fan popkultury. Swoją przygodę rozpocząłem od automatu z nieśmiertelnym Tekkenem 3, który sprawił, że bijatyki mają specjalne miejsce w moim sercu. Fan gier, Gundamów, Japonii oraz wszystkiego co nosi znamiona kultury popularnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *