Castlevania oficjalnie stała się najlepszą adaptacją gry wideo
Telewizyjne/kinowe adaptacje gier wideo w większości przypadków są tworami, które najlepiej wymazać z pamięci, bądź oglądać jedynie przy akompaniamencie napoi wyskokowych. Kiedy w 2017 roku na platformie Netlfix pojawiła się animowania Castlevania, to z początku ja, jak i wielu graczy, pewno byłem sceptycznie nastawiony do wspomnianego serialu.
Mamy już rok 2021, ja właśnie skończyłem czwarty sezon i mogę już z czystym sumieniem powiedzieć, że Castlevania, to najlepsza rzecz jaka przydarzyła się growym* adaptacjom. Pokusiłbym się nawet o opinię, że przygody Trevora, Alucarda oraz Sypha, powinny być pokazywane jako przykład, jak z szacunkiem przenieść kultową dla wielu serię na srebrny ekran i jednocześnie przekonać do swojego dzieła ludzi, którzy nigdy nie mieli styczności z omawianą marką. Jednak najpierw przyjrzymy się jak twórcy pożegnali się ze swoimi bohaterami.
Powrót na stare śmieci
Czwarty sezon rozpoczyna się 6 tygodni po Bitwie w Lindenfield. Trevor i Sypha tułają się po całym kraju, a Alucard zaczyna coraz bardziej zamieniać się w odludka w swoim zamku. Wszystko byłoby prawie w porządku gdyby nie fakt, że Carmila oraz jej siostry planują podbój świata, a pewna grupa wampirów ma ambitny plan żeby przywrócić Draculę do życia. Taki skrótowy opis musi wam wystarczyć, ponieważ pomimo tego, że czwarty sezon domyka wszystkie wątki, które napiętrzyły się podczas tych czterech lat, to nadal uważam, że każdy powinien zobaczyć zakończenie całej historii na własne oczy.
Tym, co jednak rzuca się najbardziej w oczy podczas seansu, jest nieodparte wrażenie, że twórcy otrzymali od Netflixa o wiele większy budżet niż przy wszystkich poprzednich sezonach razem wziętych. Z każdego odcinka bije rozmach. Tak jak w poprzednich odcinkach wielkie epickie pojedynki były zarezerwowane dla przełomowych wydarzeń, tak tutaj traktowane są jak przerywniki. Moim zdaniem jeśli jesteście fanami świetnie rozpisanych scen, gdzie prawa fizyki i logiki są raz po raz niszczone i liczy się tylko wartka akcja, to nowa Castlevania dowiezie wam dużo soczystego materiału.
Ogólnie trzeba oddać twórcom, że w omawianych 10 odcinkach puścili oni jakiekolwiek hamulce. Krew leje się hektolitrami, postaci kwieciście opisują swoje wrażenia względem wydarzeń, a ilość odciętych elementów ciał wznosi się do kosmosu. Czy moim zdaniem jest to wada? Od samego początku Castlevania pokazywała nam, że nie jest animacją dla całej rodziny, więc nie miałem większego problemu z podkręceniem poziomu brutalności, zwłaszcza jeśli zobaczymy o jaką stawkę toczy się cała gra.
Perfekcja wizualna w każdym calu
Dla mnie Castelevania, to arcydzieło jeśli chodzi o aspekty audiowizualne. Każda klatka animacji jest soczysta i miła dla oka. Choreografia podczas scen walki to niczym nie zmącony kunszt pracy grafików oraz animatorów. Temu oczywiście wtóruje muzyka, która w każdym momencie idealnie współgra ze scenami i każda minuta seansu to uczta dla uszu i oczu. Swoistą wisienką na torcie są oczywiście aktorzy, który po raz kolejny odwalili kawał dobrej roboty i osobiście nie mogę sobie wyobrazić postaci takich jak Belmont czy Alucard bez swoich aktorów głosowych, którzy są z nami od pierwszych odcinków.
Jak dobrze widzicie, ciężko jest mi znaleźć jakiekolwiek wady w omawianym czwartym sezonie. Tak naprawdę wszystko tutaj zagrało perfekcyjnie. Każdy ważniejszy wątek otrzymał swoje zakończenie. Otrzymaliśmy finał, który jednocześnie jest kompletny, ale nie zamyka nam furtki na nowe projekty w lubianym przez nas świecie. Zdaję sobie sprawę, że nie ma dzieł kultury, które są idealne, jednak w moim osobistym rankingu Castlevania w tym momencie jest najlepszą adaptacją jakiejkolwiek gry wideo oraz świetną animacją, do której na pewno wrócę, żeby obejrzeć ją od początku raz jeszcze.
Gdybym używał na blogu ocen punktowych, to Castlevania, sezon 4 otrzymałby u mnie maksymalną notę oraz kilka znaczków jakości. W mojej opinii jest to dzieło kompletne, które nie dość, że trzyma poziom przez wszystkie 10 odcinków, to satysfakcjonująco zamyka wszystkie wątki, które nawarstwiły się od pierwszego odcinka. Jeśli więc tak samo polubiliście przygody Trevora, Sypha oraz Alucarda, to czym prędzej znajdźcie trochę czasu wolnego, i obejrzyjcie ostatni akt ich przygód, na pewno nie pożałujecie.
*Castlevania od Netflix jest tak naprawdę adaptacją aż trzech gier. Mamy tutaj bowiem miks tropów oraz postaci, które mogliśmy zobaczyć w takich grach jak Castlevania III: Dracula’s Curse, Castlevania: Curse of Darkness oraz Castlevania: Symphony of the Night. Warto jednak dodać, że całość została wykonana w takim stylu, że można usiąść do serialu bez znajomości żadnej z tych gier, a bawić się równie dobrze.