The Last of Us 7 lat później

Przygody Joela i Ellie są jak wino, im starsze tym lepsze

Gra swojej generacji, arcydzieło, tytuł godnie zamykający erę PlayStation 3. To tylko kilka z wielu wyróżnień, których dorobiło się The Last of Us od studia Naughty Dog. Z racji tego, że premiera drugiej odsłony już w piątek, postanowiłem powrócić do opowieści o Joelu i Ellie, żeby zobaczyć czy produkcja nadal ma w sobie to coś, dzięki czemu była tak chwalona podczas debiutu. Czas więc ponownie wrócić do historii o Ostatnich z nas.

Zacznijmy od tego, że twórcy przygód Nathana Drake’a usypiają naszą czujność, prezentując w miarę zwykły wieczór z życia Joela i jego córki Sary. Oczywiście jest to swoista cisza przed burzą, ponieważ już kilka chwil po tym na naszych oczach zaczyna walić się cały znany naszym bohaterom świat. Jeśli graliście, wiecie, że prolog kończy się mocny akcentem, który już każe nam mówić, że nie będziemy mieli tutaj świata, gdzie ideały mogą coś zmienić.

Kiedy miałem swój pierwszy kontakt z produkcją, ta scena wzbudziła we mnie niemałe emocje, ponieważ od razu nasz główny bohater otrzymywał od życia potężny cios. Ciekawy jednak jest fakt, że podczas drugiego podejścia zamknięcie prologu wpłynęło na mnie jeszcze mocniej niż za pierwszym razem. Wydaje mi się, że wraz z wiekiem człowiek zaczyna pewne wydarzenia odbierać zupełnie inaczej, przez co sceny dramatyczne mogą wpływać mocniej na nasz odbiór produkcji. Mogę już teraz powiedzieć, że ta tendencja utrzymywała się przez całą grę.

Po przysłowiowym ciosie w twarz, akcja przenosi się 20 lat do przodu. Naszym oczom ukazuje się wtedy podstarzały Joel, po którym widać, że życie w postapokaliptycznym świecie nie oszczędza nikogo. Tym co mnie osobiście urzekło podczas pierwotnej premiery oraz podczas ogrywania remastera, jest fakt, jak Naugthy Dog, dobrze rozłożyło tempo całej zabawy. Na samym początku może nam się wydawać, że Joel porusza się wręcz ślimaczym tempem. Wraz z postępem gry jednak, całość, dzięki swojemu wolniejszemu tempu wciąga tak, że kolejne wydarzenia następują po sobie błyskawicznie.

The Last of Us

Ogólnie opowieść o Joelu i Ellie to typowa historia drogi. Dzięki wolnemu tempu, więź, która buduje się między dwójką naszych bohaterów jest autentyczna i ja osobiście podczas drugiego przejścia doceniłem mocniej twórców, ponieważ widać, jak dużo pracy zostało wykonane podczas rozpisywania tej dwójki. Wszystkie postaci, które staną nam na drodze podczas naszej wyprawy również zostały idealnie rozpisane, przez co ich motywacje oraz charaktery, pomimo krótkiego czasu jaki spędzają na ekranie, wybrzmiewają na sto procent.

The Last of Us

Jest to również zasługa  aktorów, którzy moim zdaniem dokonali tutaj świetnej roboty. Podczas mojego pierwszego podejścia wybrałem polski dubbing, który nadal uważam za bardzo dobry przykład jak można porządnie zlokalizować  produkcję. Dla przypomnienia sobie całej historii wybrałem tym razem oryginalny angielskie głosy. Spodziewałem się, że będzie dobra robota, jednak to co otrzymałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

Troy Baker oraz Ashley Johnson to w moim odczuciu duet idealny. Każda rozmowa między tą dwójką, to istna kopalnia emocji. Początki są przepełnione chłodem oraz dystansem, natomiast wraz z postępem historii coraz bardziej widzimy jak nasi bohaterowie docierają się między sobą i zaczynają stanowić zgrany zespół. Można nawet powiedzieć, że wkrada nam się tutaj aspekt ojcowskiej miłości, co idealnie akcentuje zakończenie.

Wspomniałem wcześniej, że z wiekiem The Last of Us zyskało w moich oczach. Jest to również spowodowane tym, że całość przechodziłem tak, żeby móc zobaczyć jak najwięcej detali. Tym samym mocniej skupiłem się na elemencie eksploracji i szczerze mówiąc, kiedy zaczyna się czytać wszystkie porozrzucane notatki, to cały świat zyskuje jeśli chodzi o autentyczność. Z każdym kolejnym kawałkiem zapisanego papieru możemy zobaczyć ludzkie dramaty oraz ciężkie wybory, które każdy musiał podjąć podczas wybuchu epidemii.

Tak jak mówiłem to nie jest świat w którym dobro wygrywa nad złem, a ludzkość pomimo problemów ma szansę na odbudowę swojej cywilizacji. Nie, tutaj mamy świat, w którym nigdy nie można czuć się bezpiecznym. Życie można stracić bardzo łatwo, a coś takiego jak współczucie oraz ogólno pojęta empatia ustępują miejsca chłodnej kalkulacji, oraz desperackiej chęci przeżycia jeszcze jednego dnia.

Całość idealnie podkreśla piękna muzyka skomponowana przez Gustavo Santaoallego. Ścieżka dźwiękowa zwiększa powagę każdej sytuacji oraz moim zdaniem nadaje całości specyficzny klimat, którego nie da się porównać z jakąkolwiek inną produkcją. Najlepiej to widać podczas podróży konno. Wtedy idealnie czujemy powagę otaczającego nas świata, jednocześnie łapiąc nas w swego rodzaju trans z którego nie chcemy się obudzić.

Tak naprawdę na koniec zostawiłem sobie słowo o rozgrywce. Nie jest to spowodowane tym, że została ona źle zrobiona. Należę do tej grupy graczy, którym lekko toporne sterowanie nie przeszkadza w czerpaniu przyjemności z gry. Z racji tego, że podczas obecnego grania starałem się badać teren, po którym się poruszam, to zawsze mogłem liczyć na optymalną ilość zapasów przydatnych do walki. Starcia z ludźmi są dosyć proste i tak naprawdę tutaj produkcja najbardziej przypomina typową grę akcji z perspektywy trzeciej osoby. Uważam, że tytuł mógłby spokojnie wyzbyć się kilku pojedynków z ludzkimi przeciwnikami na rzecz większej liczby starć z klikaczami.

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz na PS3, musiałem stanąć oko w oko z przedstawicielem zarażonych, to poziom adrenaliny poszybował w górę. Podczas ogrywania produkcji na PlayStation 4 korzystałem z słuchawek i jeśli macie taką możliwość, to grajcie właśnie w ten sposób. Dzięki temu przekradanie się pomiędzy hordami klikaczy oraz biegaczy to zupełnie nowe doznanie, ponieważ z każdej strony dochodzą do nas charakterystyczne odgłosy klikania oraz zawodzenie zarażonych, u których zabójczy grzyb jeszcze nie wyewoluował do końca. Jednym słowem podczas każdego spotkania miałem ciarki na plecach i jeśli będę przechodził tytuł kolejny raz (co na pewno się stanie), to ponownie wybiorę słuchawki jako domyślną formę odczuwania gry.

Dzięki ponownemu przejściu The Last of Us, jeszcze bardziej nie mogę doczekać się kontynuacji. Przypomniałem sobie jak inteligentną oraz pesymistyczną wizję świata zaprezentowało nam Naughty Dog. Podróż Joela i Ellie, to tytuł, który moim zdaniem warto ograć więcej niż raz, ponieważ wraz z wiekiem odbiór produkcji staje się zupełnie inny dzięki zwracaniu uwagi na zupełnie inne akcenty podczas zabawy. Od siebie mogę dodać tylko, że jeśli nie mieliście jeszcze kontaktu z tą produkcją to czym prędzej powinniście nadrobić zaległości i poznać osobiście opowieść o ostatnich z nas.

Mateusz Papis
Mateusz Papis

Od 17 lat zagorzały fan popkultury. Swoją przygodę rozpocząłem od automatu z nieśmiertelnym Tekkenem 3, który sprawił, że bijatyki mają specjalne miejsce w moim sercu. Fan gier, Gundamów, Japonii oraz wszystkiego co nosi znamiona kultury popularnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *