Dlaczego Resident Evil 4 Remake to zły pomysł

Leon Scott Kennedy potrzebuje jeszcze trochę wolnego

Capcom ostatnio jest ulubieńcem wśród fanów. Zaczynając od świetnego Resident Evil 7, przez Monster Hunter World i Devil May Cry 5, a kończąc na remake’ach Resident Evil 2 oraz 3, każdy projekt studia drukuje pieniądze jak szalony. Większość graczy zapomniała nawet o tym, że jeszcze podczas siódmej generacji, to właśnie japońska firma z żółto-niebieskim logo, przodowała w tym jak małym kosztem zarobić na znanej marce. Patrząc na obecną politykę remake’ów można przysiąc, że firma zmieniła front i teraz chce wyciągać pieniądze, ale trochę większym nakładem pracy. Czas więc pomówić o tym, dlaczego Resident Evil 4 jest ostatnią grą studia, która obecnie potrzebuje odświeżenia.

Nim jednak przejdziemy do gwiazdy programu, popatrzmy na to, co doprowadziło nas w miejsce tych rozważań. Jest rok 2015, Capcom stara się usilnie wrócić w łaski fanów Resident Evil, zapowiadając, że rozpoczynają prace nad remake’iem kultowej „dwójki”. Sympatycy marki zaczęli rozpalać powoli ogień ekscytacji, natomiast firma powoli zaczynała odbudowywać szacunek wśród fanów. Oczywiście trafiały się wpadki jak Umbrella Corps (2016), jednak widać było, że Capcom stara się odejść od wizerunku, który pokazał nam w siódmej generacji. Lata mijały, do sprzedaży trafił już Resident Evil 7 (2017 rok), a o przygodach Leona było nadal cicho. To zmieniło się podczas targów E3 w 2018, kiedy to otrzymaliśmy oficjalną zapowiedź, że 25 stycznia 2019 Resident Evil 2 Remake trafi do sprzedaży.

Kiedy wybiła magiczna data, to wszyscy nie mogli wyjść z podziwu jak świetnie Japończycy przenieśli ducha oryginalnych przygód Leona i Claire w bardziej nowoczesne środowisko. Ja również nie mogłem wyjść z podziwu jak świetnie formuła pochodząca z 1998 roku, trzyma się na konsolach obecnej generacji. Oczywiście jak to bywa z remake’ami twórcy postanowili zmienić kilka rzeczy względem oryginału, jednak nie wpłynęło to na ogólny odbiór produkcji. Kiedy kurz po premierze opadł, to zaczęły pojawiać się głosy, żeby podobną kurację odmładzającą zapewnić przygodom Jill Valentine. Na tą zapowiedź nie musieliśmy wcale długo czekać, bo ujrzała ona światło dzienne w grudniu 2019 roku.

Ciekawostką względem Resident Evil 3 Remake, jest fakt, że historia zatoczyła koło. Ponieważ nowe przygody Jill, tak samo jak stare, były wydane ledwie rok po poprzedniej wizycie w Raccoon City, jednocześnie oferując krótszy czas zabawy. Niestety Capcom, podczas nowego projektu postanowiło wyciąć co nieco z zawartości.  W wyniku tych decyzji nie mogliśmy już odwiedzić kultowych Clock Tower czy Raccoon City Park co skutecznie zmniejszyło długość całej kampanii. Nie przeszkodziło to jednak sprzedaży na poziomie 2 miliona kopii, ledwie kilka dni po premierze.

Teraz dochodzimy do meritum całego tekstu. Po wypuszczeniu na świat remake’u trójki, Capcom wystosował do fanów pytanie, jaką kolejną grę poddać kuracji upiększającej. Do wyboru były dwie pozycje: Resident Evil Code Veronica oraz Resident Evil 4. Pomijając fakt, że od wielu lat sympatycy firmy chcieliby odświeżonych produkcji spod znaku Dino Crisis, to obecność przygód Leona Kennedy’ego w tym zestawieniu jest dosyć dyskusyjna.

Zacznijmy od tego, że Resident Evil 4 otrzymał już drobną kurację odmładzającą. Dzięki edycji HD, posiadacze PlayStation 3, a potem PlayStation 4, mogli ruszyć na odsiecz córce amerykańskiego prezydenta. Dodajmy do tego fakt, że „czwórka” pojawiła się na większości renomowanych maszyn do grania, poczynając od GameCube’a, przez PlayStation 2, a kończąc na poczciwych PC-tach i mamy jedną z lepiej sprzedających się odsłon serii. Jednocześnie każdy, kto jest zainteresowany wyruszyć na misję ratunkową ku chwale Ameryki, może bardzo łatwo stać się posiadaczem swojej kopii nie musząc przeznaczać na to ogromnych pokładów gotówki.

Drugim i chyba najważniejszym motywem, dla którego uważam, że obecnie Leonowi wystarczy jeden remake, jest fakt tego, że „czwórka” nie zestarzała się tak bardzo od dnia swojej premiery. Zdaję sobie sprawę z tego, że mówię o grze, której oryginalna premiera miała miejsce 15 lat temu, jednak w tym przypadku czas nie jest żadną przeszkodą. RE4, do dzisiaj jest uznawane za odsłonę, która dała marce drugie życie. Czołgowy system sterowania oraz nieruchoma kamera, ustąpiły miejsca trzecioosobowej perspektywie oraz rozgrywce, gdzie akcja odgrywa o wiele bardziej lukratywną rolę niż w poprzednich odsłonach. Pamiętam, jak zagrywałem się na PlayStation 3 w edycję HD, a niespełna rok temu spędziłem kilka przyjemnych wieczorów z wersją na PlayStation 4 i formuła, która dała serii nowy start, nadal jest szalenie grywalna.

Tym samym uważam, że Capcom nie powinien obecnie zaprzątać sobie głowy tworzeniem remake’u gry, która pomimo 15 lat na karku nadal trzyma się świetnie. Przy okazji odsłon z numerkami dwa i trzy decyzja ta była jak najbardziej zrozumiała. Pomimo całych pokładów kultowości, oba tytuły są na dzisiejsze standardy archaiczne, co skutecznie może odstraszyć nowych fanów, którzy chcą poznać historię całego uniwersum. Ta wymówka nie może jednak znaleźć uzasadnienia w przypadku Resident Evil 4, ponieważ produkcja trzyma się świetnie i nieważne czy graliśmy w nią na premierę w 2005 czy odświeżamy sobie ją w roku 2020, to nadal mamy do czynienia z produkcją, która dostarczy nam zabawy na wiele godzin.

Jeśli Japończycy rzeczywiście chcą masowo odświeżać swoje klasyki to lepszym wyborem będzie zabranie się za Code Veronica, która dosyć mocno rozwija nam Claire Redfield. Warto byłoby również przeprosić się ze swoimi starymi markami jak Dino Crisis czy Onimusha. Obie mają ogromny potencjał, by pokazać światu swój pazur w zupełnie nowej wersji. Osobiście liczę na to, że Capcom pójdzie po rozum do głowy i zamiast skupiać się na produkcji, która i tak trzyma się nieźle, wezmą się porządnie za gry i marki, które rzeczywiście zasługują na drugie życie. I takiego obrotu spraw życzę sobie oraz wam.

Mateusz Papis
Mateusz Papis

Od 17 lat zagorzały fan popkultury. Swoją przygodę rozpocząłem od automatu z nieśmiertelnym Tekkenem 3, który sprawił, że bijatyki mają specjalne miejsce w moim sercu. Fan gier, Gundamów, Japonii oraz wszystkiego co nosi znamiona kultury popularnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *