Nowa maszynka od Valve, przywraca czas do grania w zaległe produkcje
Wiem, że trochę spóźniłem się na tą imprezę, ale jak dziś pamiętam zalew materiałów pod tytułem: „Steam Deck sprawił, że wróciła mi miłość do grania” albo „Dzięki Steam Deckowi mam znów czas na granie”. Same materiały były oczywiście bardzo dobrze zrobione i rzetelne, ale nie przekonywały mnie one do zakupu sprzętu od Valve (bądź innych firm, które weszły na rynek przenośnych PC). Jednak wraz ze zwiększoną ilością obowiązków i deficytem czasu nagle zacząłem bardziej przychylnym okiem patrzeć na potencjalny zakup. Czy jednak był to dobry pomysł?
Niespodziewany lider w wyścigu platform
Po prawie pół roku korzystania ze Steam Decka w wersji OLED, mogę powiedzieć bez ogródek, że jest to mój najlepszy zakup okołogrowy ostatnich miesięcy. Dzięki maszynce od Gabe’a Newella nagle sam znalazłem czas, żeby w wolnych chwilach zmniejszać moją kupkę wstydu. Fakt, sprzęt ma również wady, ale o nich porozmawiamy trochę później. Na razie skupmy się na tym, co sprawia, że Steam Deck obok Xboxa Series X oraz PS5 stał się moim głównym sprzętem do grania.

Pierwszym i chyba oczywistym faktem jest możliwość ogrywania gier, które od lat czekają na swoją kolej, żeby w końcu je przejść. Od kiedy stałem się graczem bardziej konsolowym, to komputer wykorzystuję głównie do pracy/nauki/grania w jedną grę (oczywiście, że jest to Siege). Główną siłą napędową do walki z kupką wstydu są konsole. Wynika to z prostego faktu jakim jest wygoda. Oczywiście zdarzają się momenty, gdy zamiast grania uskuteczniam oglądanie paska postępu aktualizacji. Pomimo tego jednak nadal wizja zanurzenia się w wirtualny świat przy pomocy pada oraz telewizora wygrywa u mnie nad klawiaturą/myszką oraz monitorem.
W tym miejscu właśnie pojawia się Steam Deck. Pod maską mamy do czynienia ze zmodyfikowanym Linuxem. Dla wielu jest to duży minus, ponieważ dopiero od kilku lat widzimy mocniejszą ofensywę, żeby dostosować linuksa pod gry wideo. Z tego powodu wielu ludzi wybiera sprzęty pokroju ROG Ally czy Legion Go (mające na pokładzie Windowsa 11). Sam przez krótką chwilę miałem takie myśli, jednak po długich rozmowach z Kubą z OkiemGeeka postawiłem swoje pieniądze na linuksa i sprzęt Valve. Jestem świadomy tego, że dużo gier nadal ma problemy z oprogramowaniem, które znajdziemy na Decku, jednak podczas mojego użytkowania żadna gra nie miała poważniejszych problemów z działaniem (no może poza Dark Sector).

Wspomniałem jednak na początku, że Steam Deck pozwala mi na częstsze granie i skuteczne minimalizowanie mojej kupki wstydu. Chyba najjaśniejszymi przykładami, które potwierdzają tę teorię są moje przygody z dwoma tytułami: Quantum Break oraz The Evil Within. Obie gry porzuciłem na steamie wiele lat temu, ponieważ obie miały irytujące błędy, które uniemożliwiały mi przejście danych gier na komputerze. Dlatego też to właśnie te tytuły trafiły na mój radar podczas instalowania produkcji do ogrania. Nie wiem, czy to sprawa łatek, magii czy obu tych rzeczy na raz, ale na Decku obie gry działały jak marzenie. Konsekwencją tego było skończenie dwóch dawno rozgrzebanych zapisów mając przy tym wiele radości.
Tym właśnie jest dla mnie kontakt ze Steam Deckiem. Mogę na spokojnie wrócić do gier, na które zawsze brakowało mi czasu. Dzięki w miarę bezproblemowej obsłudze mój kontakt z Deckiem wygląda zazwyczaj tak: chcę zagrać -> odpalam sprzęt -> włączam konkretną grę -> gram koło godziny bądź dwóch. Właśnie dzięki takiej prostej pętli nagle wyszło, że bez większych problemów mogę kończyć produkcje, na które wydawało mi się, że nie mam czasu.

Nie ma jednak róży bez kolców
Oczywiście przygoda z maszyną od Valve nie jest całkowicie usłana różami, co to, to nie. Maszyna nie pozwala na ściąganie gier podczas trybu uśpienia. Coś co jest dostępne na innych platformach, tutaj po prostu nie istnieje. Jak pisałem dwa akapity wcześniej, sam nie miałem problemów z grami, które chciałem ograć. Niestety zdaję sobie sprawę, że duża część biblioteki steama może mieć mniejsze bądź większe problemy z działaniem.
Dodam też, że informacje na samej platformie mogą wprowadzać graczy w błąd. Wynika to z tego, że niektóre gry pomimo oznaczenia „Verified” mają problemy z działaniem, a inne produkcje z adnotacją „Not Supported” mogą działać jak marzenie prosto z pudełka. W takich momentach jedyną opcją, którą sam stosuję jest śledzenie forów tematycznych, gdzie ludzie dzielą się informacjami na temat stabilności konkretnych produkcji.
Warto również uczulić co poniektórych, którzy planują kupić Steam Decka, żeby tanim kosztem grać w nowe gry. Polecam przemyśleć ten pomysł dwa razy. Omawiany sprzęt nie należy do demonów mocy co widać na porównaniach z innymi produktami z tego samego podwórka. Dla mnie maszyna od Valve, to idealna opcja do ogrywania starszych gier z okazjonalnymi próbami grania w tytuły pokroju Cyberpunka 2077 bądź Baldura. Jednak weźcie tutaj poprawkę, że sam staram się wtedy dostosować grę pod moją wrażliwość na ilość klatek czy szczegółowość grafiki (która jest całkiem wyrozumiała, ponieważ nadal gram na PS3 i Xboxie 360).

Po pół roku ze Steam Deckiem mogę sam podpisać się pod materiałami, o których wspomniałem wcześniej. Jest to dla mnie idealny sprzęt, który pozwala mi wracać do gier, do których nie miałbym czasu wrócić na „dużych” konsolach oraz sprawdzać tytuły, które kiedyś mi umknęły. Oczywiście mógłbym teraz zażartować, że przez wejście w ekosystem Valve spędzam dużo czasu patrząc na zakładkę promocji. Jest to po części prawda, ale nie neguje to faktu, że w tym roku najwięcej gier skończę właśnie na Decku. Jeśli więc szukacie sprzętu, który pozwoli wam więcej grać, to polecam przemyśleć zakup. Ja polecam z całego serca i wracam do grania, w końcu 5 przejście Assassin’s Creed 2 samo się nie wykona.




